Obecnie, a właściwie w ostatniej dekadzie (czy nawet dwóch), można zauważyć w kinie tendencję do ciągłego powracania do tych samych tematów. Jest to nieco niepokojące, bo widać w tym ewidentnie wszystkie zagrożenia, jakie niesie ze sobą kultura masowa: spłaszczenie tematu, przerost formy nad treścią, zbytnie uproszczenie, które czyni ze sztuki jedynie masową rozrywkę dla odbiorcy głodnego wrażeń, ale niekoniecznie jakiejś intelektualnej strawy. Trudno obecnie doszukać się pozycji w kinie, która nie byłaby albo kontynuacją jakiegoś filmu, albo jego wznowieniem, sequelem, prequelem albo remakem. W najlepszym wypadku jest to adaptacja filmowa lub książkowa. Najciekawszym przypadkiem są filmy, które są powtórzeniem filmu na potrzeby innej widowni (na przykład amerykańskie wersje japońskich horrorów) lub odnawianie klasyków, tak – by zobaczył je widz młodego pokolenia, który z różnych przyczyn nie interesuje się starym filmem odstraszony stroną wizualną (brakiem kolorów, efektów specjalnych itp.). Gorzej jednak, że przy tym „dopieszczaniu” formy, spłyca się częstokroć treść danej sztuki. A co z oryginalnymi filmami, które starają się poruszać nowe problemy albo sięgać po nowe środki wyrazu, by zapisać w historii kina kolejne karty? Niestety o to jest coraz trudniej. Filmy bardziej ambitne, poza nielicznymi wyjątkami, są od zobaczenia jedynie w mniejszych, studyjnych kinach, albo z okazji specjalnych festiwali. Ich widownia jest dużo mniej liczna, jednak trudno winić tu jedynie widzów. A i owszem twórcy chcą zarobić, a więc sprzedają po raz kolejny te same historie. Wiadomym jest przecież, że coś co sprzedało się już kiedyś i dziś ma szansę poruszyć i zaciekawić widzów. Na szczęście pozostają twórcy którzy wśród tych produkcji wyróżniają się oryginalnością. Można mieć tylko nadzieję, że jak zwykle – historia rozsądzi i prawdziwe działa, w przeciwieństwie do kultury popularnej – przetrwają próbę czasu. A także, że wciąż będą widzowie, którzy będą mieli ochotę na wrażenia artystyczne, niekoniecznie jedynie wizualne. Oraz, że prawdziwi artyści nie będą jedynie liczyli kosztów w stosunku do oczekiwanych zysków, a będą robić to, co do nich należy, czyli tworzyć. To, co dzieje się dziś w kinie nie napawa optymizmem, ale nie warto tracić nadziei. Wizję, że sztuka zginie zalana łatwymi do odbioru treściami były przywoływane już wielokrotnie, a jednak kino artystyczne wciąż istnieje. Pewną nadzieją są festiwale filmowe, które przyciągają coraz liczniejszą publiczność, a które prezentują jedynie ciekawe artystycznie pozycje. Plusem festiwali jest również to, że można na nich nie tylko obejrzeć film, ale także spotkać się z jego twórcami. Festiwal to zawsze wydarzenie dla danego miasta, które je organizuje: przyciąga turystów, a więc i poboczne wydarzenia i atrakcje. To festiwale właśnie mają szansę na utrzymanie kin studyjnych, których profil działania, jeśli chcą przetrwać, musi być inny, niż profil kin dużych (tak zwanych multikin, czy multipleksów). Poza tym inna jest oczywiście kultura oglądania w dużej sali kinowej, a w małej.
Filmy i Teatr
dla miłośników kina i sztuki teatralnej